II sesja popularnonaukowa:
"210. Rocznica buntu tkaczy 1793-2003" (20.10.2003)

Sesja została przygotowana przez Szkolne Koło Miłośników Historii Lokalnej im. Carla Gottharda Langhanasa prowadzone przez pana Jana Lubienieckiego.

(Wybierz punkt 2-5 programu, aby zapoznać się z treścią wybranego referatu.)

    Program:
  1. Otwarcie i prowadzenie sesji - Andrzej Oleniacz, kl. IIa LO.
  2. Powstanie i rozwój tkactwa lnianego na Ziemi Kamiennogórskiej - Joanna Bach, kl. IIb LO.
  3. Geneza buntu tkaczy w 1793 r. - Monika Kobeszko, kl. IIb LO.
  4. Przebieg zajść - Krzysztof Wagstyl, kl. IIe LO.
  5. Reakcja władz i następstwa buntu - Marcel Tereszkiewicz, kl. IIb LO.
  6. Zakończenie.
 
   

zdjęcia: Jarosław Tułaczyk

Powstanie i rozwój tkactwa lnianego na Ziemi Kamiennogórskiej

   Do powstania rzemiosła tkackiego na Ziemi Kamiennogórskiej przyczyniły się niezbyt dobre warunki klimatyczne oraz nieurodzajne gleby. Nie sprzyjały one mieszkańcom wsi w osiąganiu zadowalających i niosących korzyści plonów. Przez mroźne miesiące, kiedy nie było pracy na roli, mieszkańcy mieli możliwość zajęcia się czymś innym. Umiejętność w dziedzictwie tkactwa lnianego przekazywana była z pokolenia na pokolenie. Len uprawiały gospodarstwa chłopskie i szlacheckie. Udawał się on na ciężkich glebach górskich. W XVII i XVIII w. przemysł lniarski stanowił podstawę rozkwitu wielu miast, nie tylko w regionie sudeckim, ale również na terenie prawie całego Śląska. W tym okresie nastąpił większy rozkwit Chełmska Śląskiego. Miejscowość ta stała się poważnym ośrodkiem produkcji i handlu płótnem, które sprzedawane było poza granice Śląska: do Austrii, Rosji, Triestu i innych krajów całego świata.
   W 1707 r. w Chełmsku Śląskim wybudowane zostały domy tkaczy śląskich, zwane powszechnie "Dwunastoma Apostołami". Obecnie zostało 11 domów. Dwunasty "Apostoł-Judasz" uległ zniszczeniu w pożarze. Domami takimi były także wybudowane w 1764 r. dla tkaczy sprowadzonych z Bawarii, domy zwane "Siedmioma Braćmi". Kilka domów w latach 50. uległo spaleniu. Do dziś pozostał tylko jeden. Dom tkaczy ręcznych wybudowano pod koniec XVIII w. Przed II wojną światową mieściło się w nim Muzeum Tkactwa, a wcześniej szpital dla osób samotnych ubogich, prowadzony przez siostry zakonne. Tradycje tkackie w Chełmsku Śląskim podtrzymywane były do połowy lat dziewięćdziesiątych. Dzisiaj niestety nie funkcjonuje tam żaden zakład włókienniczy i tkacki.
   W XVII i XVIII w. Lubawka była ważnym ośrodkiem produkcji i eksportu lnu. Przewaga Lubawki spowodowana była faktem, że okoliczne wsie mogły sprzedawać swoje towary na tutejszym cotygodniowym targu. W wielu przypadkach płótno było kupowane po niższych cenach, a tkacz zazwyczaj nie miał na to wpływu. Bardzo często stosowaną metodą było znakowanie płótna trudno zmywalną farbą przed ustaleniem jego ceny. Z tego powodu, że inny kupiec nie chciał już nabyć tego płótna, tkacz zmuszony był go sprzedać po bardzo niskiej i nieopłacalnej cenie. Aby poprawić sytuacje gospodarczą miasta, opat krzeszowski Bernard Rosa wznowił cotygodniowe targi płócienne, a 2 lata później zabronił mieszkańcom Lubawki, Opawy i Przedwojowa uczestniczyć w targach w Kamiennej Górze. Przędza i płótno mogły być sprzedawane tylko na miejscu w Lubawce. W 1672 r. na skutek protestów mieszczan z Kamiennej Góry, którzy stracili zyski, opat cofnął ten zakaz. W zamian wydał przepisy wstrzymujące prywatny skup płótna od tkaczy. W Lubawce handlowano tkaninami wełnianymi, wytwarzano i sprzedawano również dywany tkane i wiązane. Wspaniale rozwinął się handel i rzemiosło. Najliczniejszym cechem stał się cech sukienników oraz pończoszników. W 1793 r. podczas buntu tkaczy śląskich w Lubawce doszło również do zamieszek wywołanych przez biedujących tkaczy lnu, którzy, wyzyskiwani przez nieuczciwych handlarzy płótnem, nie mogąc się utrzymać, musieli emigrować do okolicznych wiosek i miast. Pomimo tego nadal głównym źródłem utrzymania w XIX w. było tkactwo lniane. Produkowano tkaniny średniej klasy i tkaniny do opakowań. Po 1857 roku chałupnicze rzemiosło tkackie zostało wyparte przez przemysł fabryczny. Krosna tkackie zastąpiono mechanicznymi przędzarkami. W Lubawce założono 5 fabryk włókienniczych.
   W XVIII i XIX w. w podcieniach wyrabiano i jednocześnie sprzedawano wyroby ze lnu, handlowano płótnem lnianym, suknem i nićmi. Bogacące się na produkcji włókienniczej, handlu i rzemiośle mieszczaństwo manifestowało swą zamożność wystawiając strojne 3-4 kondygnacyjne kamienice. W Kamiennej Górze w 1521 roku swój cech założyli płóciennicy, w 1677 r. miejscowe kupiectwo założyło własny cech, przekształcony później w Towarzystwo Kupieckie zrzeszające w 1788 roku 89 członków, z których każdy musiał umieć pisać i czytać.
   Dowodem zamożności kupiectwa są zachowane do dziś kamieniczki wokół rynków Kamiennej Góry, Lubawki, Chełmska Śląskiego i innych miast śląskich.

opracowała i referowała: Joanna Bach

<<< Powrót do programu sesji.


Geneza buntu tkaczy w 1793 r.

   Już w 2 połowie XVIII w. kwitnące na Ziemi Kamiennogórskiej tkactwo znalazło się, głównie na skutek swojego zacofania technicznego, w krytycznej sytuacji. Śląskie płótna lniane znajdowały dotąd odbiorców niemal wyłącznie poza krajami niemieckimi, w Europie i za oceanem. Toteż wojny napoleońskie i zarządzona przez cesarza Francuzów tzw. blokada kontynentalna, pozbawiły śląski przemysł tkacki prawie wszystkich rynków zbytu. Kurczeniu się eksportu towarzyszyła likwidacja firm trudniących się handlem płótnem. Na ten stan rzeczy złożyło się wiele przyczyn. Główną było niewątpliwie zacofanie techniczne w porównaniu przodującymi tej dziedzinie krajami, przede wszystkim Anglią. Na Wyspach Brytyjskich zastosowano maszyny i nowy surowiec - bawełnę. Zacofanie tkactwa na Ziemi Kamiennogórskiej można również wytłumaczyć specyfiką stosunków ekonomiczno-społecznych i demograficznych. Bardzo liczna, uzależniona od pana feudalnego ludność, musiała dla utrzymania się przy życiu zgodzić się na każde warunki kupców i fabrykantów. Ci zaś chcąc konkurować z obcymi wyrobami musieli obniżyć ceny. Tak więc bez przeprowadzenia mechanizacji płótna śląskie stawały się tańsze, ale wcale nie lepsze. Odbywało się to głównie kosztem zarobków płaconych tkaczom i prządkom, którzy chcąc choć w części powetować sobie straty, nie zużywali całej powierzonej im przędzy, produkując gorsze, rzadsze materiały. Kryzys tkactwa i przędzalnictwa lnianego pozbawił setki i tysiące ludzi środków do życia, za co winę ponosiły także pruskie władze państwowe. Pomoc finansowa z ich strony była bardzo mała. Wszystkie te czynniki przyczyniły się do wybuchu wiszącego w powietrzu buntu, który przypadł na wiosnę 1793 r.

opracowała i referowała: Monika Kobeszko

<<< Powrót do programu sesji.


Przebieg zajść

   Wieści z rewolucyjnej Francji, gdzie rozprawiano się nie tylko ze szlachtą, ale nawet z królem, ośmieliły w wielu krajach Europy ludzi biednych i uciskanych. Po zamieszkach w Nadrenii i w Saksonii również upomnieli się o swoje prawa i wystąpili przeciwko rosnącej nędzy tkacze na Pogórzu Sudeckim. Najpierw w 1792 r. kilka wsi w powiecie lwóweckim odmówiło płacenia czynszów innych świadczeń, lecz w następnym roku wrzenie objęło już całe pogórze. Do prawdziwych rewolt doszło w Lubawce, Kamiennej Górze, Chełmsku Śląskim i Kowarach.
   Doszło do nich w następujących okolicznościach. Dnia 27 marca 1793 r. na targi płócienne do Lubawki przybyło nadzwyczaj wielu tkaczy, którym ostatnio powodziło się coraz gorzej: ceny płótna były już od dłuższego czasu bardzo niskie, natomiast handlarze dostarczali mało przędzy i to za wygórowaną cenę. Tkacze cierpiący do tej pory pokornie i w milczeniu, zaczęli szemrać, a potem pod adresem handlarzy płótna i przędzy zaczęły padać obelgi i pogróżki. Szczególne rozgoryczenie objawiano wobec handlujących przędzą, nawet przemocą usiłowano ich zmusić do sprzedaży towaru po niższej cenie. Skończyło się jednak na groźbach. Ale harda postawa biednych tkaczy zrobiła spore wrażenie w całej okolicy.
   Jeszcze tego samego dnia wiadomość o wystąpieniach w Lubawce dotarła do kupców w Kamiennej Górze, gdzie następnego dnia miał się odbyć targ płócienny. Przestraszeni kupcy zażądali od magistratu ochrony; zorganizowano 60-osobową straż obywatelską i w napięciu oczekiwano na wydarzenia. Wszystko odbyło się wedle przewidzianego scenariusza.
   Dnia 28 marca 1793 roku na targ w Kamiennej Górze przybył tłum tkaczy z całej okolicy, większość z nich przybyła bez płótna, co nie wróżyło nic dobrego. W dodatku wcale nie zwracano uwagi na straż obywatelską, mimo to targ otwarto i początkowo było całkiem spokojnie. Raptem rozniosła się wieść, która spowodowała wśród tłumu wielkie rozgoryczenie - pewien kupiec, któremu ubogi tkacz żalił się na niską cenę płótna wykrzyknął: "Możecie żreć siano i słomę", jego sąsiad miał dodać: "Jeżeli wam to nie wystarcza, to wkrótce będzie zielenina, możecie żreć trawę".
   Na to powstała wielka wrzawa, przewrócono stół handlarza przędzą, stratowano jego towar; inni obalili podwyższone siedziska kupców w podcieniach rynku. Handlarze szybko pochowali się po domach przed wzburzonymi ludźmi; sprzęty kupców zostały zdemolowane, a gromada tkaczy skupiła się przed domem kupca Primavesi, gdzie ukryli się handlarze Bauch z Kowar i Pelc z Mieroszowa, którzy byli autorami owych obelżywych słów. Grad kamieni rozbił okna domu. Ostrymi groźbami tkacze żądali wydania obu handlarzy.
   Inspektor policji i kilku poważnych obywateli nadaremno usiłowało uspokoić rozgorączkowany tłum, lecz przekleństwami spychano ich na stronę. Straż obywatelska straciła animusz, większość rozpierzchła się nawet do domów, tylko najodważniejsi pobiegli do dzwonów i uderzyli na alarm. Kiedy tkacze już faktycznie stali się panami miasta, przestraszyli się chyba własnej odwagi i nagle zniknął u nich bojowy nastrój; wkrótce odstąpili od oblężenia domu, gdzie skryli się oszczercy, a potem głośno pomstując opuścili Kamienną Górę.
   Wieści o tych wydarzeniach zaraz rozniosły się po całym Śląsku; opinia publiczna była zdumiona, że zbuntowali się tak cisi i pokorni do tej pory tkacze, a jednocześnie obawiała się powszechnego powstania ludu. W największym strachu byli kupcy; zewsząd proszono ministra śląskiego Hoyma o natychmiastową pomoc. Toteż w południe 29 marca 1793 roku dotarł ze Świdnicy do Kamiennej Góry porucznik Gersdorf na czele 30 żołnierzy. Miasto było zupełnie spokojne, tylko nieliczne ślady tumultu były widoczne; wojsko zajęło kwatery.
   W nocy do burmistrza Kamiennej Góry nadeszła jednak pilna wiadomość z magistratu sąsiedniego Chełmska Śląskiego: wszystko wskazuje na to, że następnego dnia na tamtejszym targu płóciennym wybuchną znowu rozruchy. Po krótkiej naradzie z burmistrzem zaraz z miasta wysuszył porucznik Gersdorf z oddziałem 20 żołnierzy, którzy dotarli do Chełmska Śląskiego o godzinie 9 rano w dniu targowym. Magistrat i mieszczanie poczuli się bezpieczniejsi, bo do miasta już napływali wieśniacy, wśród których było dużo obcych ludzi, a większość miała ze sobą tylko puste worki i kije, ponieważ wszędzie panował spokój, starym zwyczajem o godzinie 12 rano dano znak do otwarcia targu.
   Tego dnia przybyło jednak niewielu handlarzy, a ośmieleni obecnością żołnierzy i panującym spokojem, zażądali tradycyjnie wysokich cen za przędzę. Na to prawdopodobnie kilkutysięczny tłum zaczął głośno wyrażać niezadowolenie, a potem naparł na handlarzy; tak więc oni zaczęli zamykać stoiska i sklepy i uciekali szukając bezpiecznego schronienia. Porucznik biegał od jednego do drugiego zbiegowiska, tu uspokajał ludzi, tam groził, wreszcie znalazł posłuch, iż wybrano od czterech do sześciu ludzi, którzy w charakterze delegacji udali się z nim do burmistrza ze skargą na handlarzy. Tkacze przyrzekli spokój, jeśli oni wyłożą wszystkie zapasy przędzy i sprzedadzą ją po przystępnych cenach. W tym czasie oddział 20 żołnierzy stał na środku rynku otoczony burzliwym tłumem.
   Na Ratuszu jeszcze toczono rozmowy, gdy przyszła wiadomość, że przed chwilą u pewnego handlarza tkacze rozbili drzwi i okna. Porucznik Gersdorf udał się natychmiast do atakowanego domu, dokąd drogę robili mu żołnierze przez huczący i agresywny tłum. Zagrożony handlarz był ledwie żywy ze strachu i zgadzał się już na wszystko, więc oficer zaczął sprzedawać jego zapasy przędzy po cenie ustalonej przez samych tkaczy: 15 groszy srebrnych od sztuki.
   Zanosiło się już na spokój, kiedy nagle się rozniosło, iż dom innego handlarza również został napadnięty. Oficer znowu pobiegł na pomoc i tam też zaczął sprzedawać przędzę po niższych cenach. Ale powodzenie obranej taktyki widocznie ośmieliło tkaczy i już wkrótce naruszono trzecie i czwarte domostwo, jednak zręczny oficer wszędzie zapobiegał większym ekscesom. Na nieszczęście ostatni napadnięty kupiec był na tyle odważny, że nie zgodził się na wyprzedaż zapasów przędzy po ustalonej przez tkaczy cenie. Na to natychmiast zareagował wzburzony tłum: kupca złapano za włosy, przewrócono na ziemię i zaczęto bić kijami. Dwóch żołnierzy rzuciło się na pomoc i uratowali mu życie, lecz oni srogo oberwali. Napierano też na pozostałych żołnierzy, zatem w tej niebezpiecznej sytuacji porucznik nakazał żołnierzowi wystrzelić w powietrze, lecz kula odbiła się od podcieni rynku i rykoszetem zraniła pewnego tkacza. To jeszcze bardziej wzburzyło zgromadzony tłum. Nie zważając na żołnierzy z naładowaną bronią rzucili się na nich, nie przerażono się nawet wtedy, gdy niektórzy zostali poranieni.
   W tej krytycznej sytuacji Gersdorf uznał za konieczne natychmiastowe wycofanie oddziału. Wydając komendy nakazał żołnierzom spokój i zaprowadził ich - otoczonych zwartym tłumem - do mieszkania burmistrza. Po drodze bito ich kijami i nogami od stołków; pewien żołnierz upadł bezwładnie na ulicy i zaniesiono go do gospody, czterem innym odebrano broń. Położenie żołnierzy było tak dalece groźne, że porucznik przyrzekł rozwścieczonemu tłumowi, że opuści miasto byle tylko ludzie zachowali spokój. Rozgorączkowani powodzeniem tkacze domagali się nawet wydanie żołnierzy, którzy poranili ich towarzyszy; wszak inni zaczęli nawoływać do umiarkowania.
   Tkacze byli właściwie panami miasta, mieszczanie zabarykadowali się w swoich domostwach, porucznik Gersdorf ze swoim oddziałem opuścił Chełmsko Śląskie, rozkazał żołnierzom "odstrzelić karabiny" i pomaszerować do pobliskiego klasztoru w Krzeszowie. Tam spotkał swoich pozostałych dziesięciu żołnierzy, którzy forsowanym marszem przyszli mu na pomoc z Kamiennej Góry.
   W ciągu kilku dni po Śląsku i sąsiednich krainach rozeszła się wiadomość o klęsce uzbrojonych żołnierzy pruskich i zwycięstwie bezbronnych tkaczy. Wrażenie było piorunujące. Powszechnie rozpowiadano o pościgu 800 tkaczy za oddziałem wojska i jego oblężeniu w Krzeszowie. Spodziewano się rychłego powstania ubogiej ludności ze wsi podsudeckich. Pruskie władze przedsięwzięły liczne kroki zapobiegawcze, oddziały wojskowe wyruszyły do kilku miejscowości na Pogórzu Sudeckim.
   Przykład tkaczy z Lubawki, Kamiennej Góry i Chełmska Śląskiego oddziałał na ich kolegów w sąsiednich okolicach. Dnia 2 kwietnia 1793 roku doszło do wystąpień w Bolkowie, gdzie zniszczono zapasy i sprzęt handlarzy przędzą. Z kolei 6 kwietnia w Wałbrzychu tkacze pobili handlarzy i zmusili do taniej sprzedaży towaru, 8 kwietnia doszło do podobnych rozruchów w Strzegomiu. Jednak nigdzie na całym Pogórzu Sudeckim nie doszło wówczas do tak burzliwych wystąpień jak w Chełmsku Śląskim, gdzie zbuntowani tkacze przegonili wojsko pruskie.

opracował i referował: Krzysztof Wagstyl

<<< Powrót do programu sesji.


Reakcja władz i następstwa buntu tkaczy śląskich

   Gdy minister administracji Śląska, hrabia Hoym, dowiedział się o buncie, przyznał, że obawiał się takich wystąpień, ponieważ ucisk poddanych był za duży. Docierały do niego nieprawdziwe wiadomości o 15-tysiącach buntowników oraz o tym, że rozruchy przeniosły się na teren hrabstwa kłodzkiego. Hoym, nie mając odpowiednich sił wojskowych, zdecydował udać się na Pogórze, aby ocenić sytuację i pertraktować ze skłóconymi stronami. 3 kwietnia 1793 r. w Wiadrowie, posiadłości barona von Schweinitz, landrata bolkowskiego, doszło do spotkania. Uczestniczyło w nim ponad 100 osób, sołtysi, ławnicy i 70 przedstawicieli tkaczy. Hoym skrytykował handlarzy. Wskazał też na niewłaściwe zachowania tkaczy. Tłumaczyli się oni prowokacją kupców. Obiecali też powstrzymać się od tego typu wystąpień. Jednocześnie dali do zrozumienia, że zależy im na szybkim spełnieniu ich żądań. 7 kwietnia 1793 roku weszło w życie obwieszczenie, w którym zakazywano znakowania płótna i płacenia obrzynanymi dukatami pod karą 20 lub 60 talarów. W drugim obwieszczeniu z 15 kwietnia za kontynuację procederu z dukatami grożono utratą koncesji i zakazem prowadzenia handlu na Śląsku. Zapowiedziano także ukaranie przywódców buntu i represje w przypadku podobnych zajść. Hoym zabronił Bauchowi i Peltzowi pokazywania się w ośrodkach tkackich. Później zostali wezwani do Świdnicy, gdzie ich przesłuchano i aresztowano. 10 kwietnia 1793 król przyznał dużą ilość pieniędzy na powstanie państwowych magazynów przędzy wg projektu kupca Piotra Hasenclevera. Ich celem było zaopatrywanie tkaczy w przędzę w okresach braku lub wygórowanych cen tego surowca.
   Dobra sytuacja tkaczy nie trwała długo. Od końca kwietnia magistraty nie zwracały zbytniej uwagi na nadużycia kupców. Pieniądze przysłane przez króla zostały źle wykorzystane. Przykładem jest pożyczka wysokości 100 tys. talarów, przyznana kupcowi Müllerowi z Kamiennej Góry na interwencyjny zakup miejscowego płótna. Müller kupił za te pieniądze płótna czeskie, a resztę pieniędzy zainwestował w handel kawą.
   Na początku maja aresztowano 17 domniemanych przywódców buntu. Najsurowiej ukarano Karla Böhma z Wierzchosławic - skazano go na 6 lat pobytu w twierdzy. Pozostali mieli odsiedzieć od roku do 3 lat w twierdzy w Brzegu. Czeladnicy Bergel i Scheit za pobicie żołnierzy w Chełmsku Śląskim musieli odbyć 6-krotny bieg przez rózgi. Trzech aresztowanych uwolniono. Do 1794 r. większość skazańców wypuszczono z powodu obawy, że nie przeżyją więzienia.
   Kupcy Bauch i Peltz, według niektórych moralni sprawcy buntu, zostali oczyszczeni z wszystkich zarzutów i w maju 1793 roku zwolnieni z aresztu. Wrócili do domów i dalej zajmowali się handlem.

opracował i referował: Marcel Tereszkiewicz

<<< Powrót do programu sesji.




Copyright © ZSO Kamienna Góra