MENU

   W dniach 15-24.07.2009 r. uczniowie z naszej Szkoły (i nie tylko) mieli okazję wziąć udział we wspaniałej przygodzie. Wszystko zaczęło się tradycyjnie od zbierania uczestników. Na początku nie było wielu chętnych, którzy byliby zafascynowani pływaniem w "dżungli", kilka osób zrezygnowało, inni uznali, że nie dadzą rady. W efekcie Pan Hieronim Mader - główny organizator - zebrał grupę liczącą 16 osób.
   15 sierpnia około godziny 6 rano spotkaliśmy się przed naszą Szkołą, aby wyruszyć na oczekiwany spływ kajakowy. Po 11 godzinach męczącej podróży dotarliśmy do wsi Mostowo, a raczej pobliskiego lasu :-)... Już po rozbiciu naszych namiotów (tuż przy Jeziorze Rosnowskim), zostaliśmy powitani ciepłym deszczem. Nie było to dla nas ważne. Liczyło się, że za chwilę wskoczymy do "ciepłego" jeziora. Po kąpieli zostało zorganizowane spotkanie organizacyjne z Panem Hieronimem i Panem Bogdanem, który pełnił rolę ratownika i drugiego opiekuna. Zostały nam objaśnione pewne zasady oraz to jak mamy odnosić się do naszych nauczycieli czyli Szefa i Szeryfa :-). Tego dnia wieczorem przywieziono nam nasze "cacka" (czyt. kajaki), a razem z nimi wiosła i kamizelki. Oczyściliśmy nasze pojazdy, chwilę posiedzieliśmy na "molo" i poszliśmy spać, aby w następnym dniu mieć siły do zaliczenia pierwszego etapu, który liczył jakieś 15 km. Rano zapakowaliśmy nasze bagaże w worki i upchaliśmy je w kajaki. Płynęło się bardzo przyjemnie lecz z różnych przyczyn nikt nigdy nie chciał płynąć na końcu :-). Oczywiście podczas płynięcia zatrzymywaliśmy się żeby coś zjeść i chwilę odpocząć, po czym płynęliśmy dalej. Po przypłynięciu na dane miejsce wyciągaliśmy kajaki z wody, rozbijaliśmy namioty, szliśmy się kąpać (zejścia do rzek i jezior były różne - zdecydowana większość była zachęcająca), jedliśmy obiad [fasolka, flaki, ryż, parówki, kasza, pulpety itp. oczywiście wszystko ze słoików i puszek :-)] i mieliśmy czas wolny. Korzystając z niego graliśmy w piłkę, uczyliśmy się przeskakiwać przez snopki siana, zbieraliśmy grzyby (czasami gotowaliśmy sos), graliśmy w pajączka, chodziliśmy do sklepików typu "abc" (nawet 7 km), po to aby zjeść jakiegoś batona i napić się Fanty :-), a w sobotę, niektóre z osób poszły do "kościoła" tzn. małej, wiejskiej, bardzo zadbanej kapliczki, w której ludzie powitali nas z wielką życzliwością :-)
   Mijały kolejne dni i etapy. Zdarzyło się raz, że przepłynęliśmy ok. 37 km. Wtedy byliśmy bardzo zmęczeni, ale również dumni :-)... Z każdym dniem wydawało się, że etapy są coraz trudniejsze i dłuższe... Byliśmy troszkę brudni i zmęczenie dawało się we znaki. Każdy chciał już być u celu (czyli w Kołobrzegu), aby móc poleżeć na plaży i zjeść rybkę. Dobrze, że pogoda nam dopisywała i tylko w ciągu trzech dni padało. Wszyscy dopłynęliśmy cali i zdrowi do naszego celu. W Kołobrzegu byliśmy dwa dni. Oczywiście maksymalnie wykorzystaliśmy ten czas.
   Po przyjeździe do "normalnego świata" - Kamiennej Góry, zaczyna się wszystko bardziej doceniać i na niektóre sprawy inaczej patrzeć. Ciepłe suche łóżko jest luksusem, a domowy obiad mamy - posiłkiem w ekskluzywnej restauracji. Ja byłam na takiej wyprawie po raz pierwszy. Jestem bardzo zadowolona, gdyż jak dotąd nie miałam okazji podziwiać natury z tak odmiennej perspektywy i wchodząc do zwykłej rzeki stwierdzić "nareszcie normalna kąpiel". :-)
   Mam nadzieję, że zawsze będą chętni do takich wyjazdów i że nigdy nie zabraknie ludzi którzy coś takiego organizują! :-)

                                                Pozdrowienia dla opiekunów i grupy!

Poniżej fotoreportaż.
 
zdjęcia: zebrane (opracował: Hieronim Mader)
tekst: uczestnik

Uwaga:
Poniższa galeria oparta jest o skrypt (JavaScript) - fotografie zwykle w formacie 1024x768 otwierają się, po kliknięciu na miniaturze, w odrębnym oknie dopasowanym do rozmiaru zdjęcia.